środa, 24 kwietnia 2013

Po długiej przerwie.

~~~~

Miałam się ogarnąć i zaraz po świętach napisać, a tu już myślimy o majówce, a wpisu nadal nie ma.

Jak Boga kocham ktoś mi ten czas kradnie, to nie możliwe ,że on tak szybko leci.

Florka świątecznie sprzedała mi swojego wirusa. Młody, silny organizm po trzech dniach bardzo wysokiej gorączki podniósł się ...a matka?

Padła na dobre, 10 dni ten wirus mnie męczył niemiłosiernie. Wylądowałam na EKG, bo myślałam ,że mam zawał,ból w klacie ,ciśnienie też strasznie mi spadło i zimny pot mnie oblewał, potem nie mogłam łba dźwignąć z poduszki i nawet "rzucić" okiem w bok, bo ból przeszywał mi gały i mózg.

Skapitulowałam i musiałam przyjąć antybiotyk.Nie lubię ich brać,robię to rzadko i to już ostateczność, dla mnie to jak wrzucenie granatu do pokoju w celu zabicia muchy,takie samo sieje spustoszenie. ;0)

A tak się cieszyłam ,że w tym sezonie byłam zdrowa, to na koniec powaliło mnie na maksa raz a porządnie :0)

Do tej pory pokasłuję szczególnie po wysiłku fizycznym ,bo się wysilam ;0)

Czas muszę dzielić teraz między robótki a ruch.

Zima była długa ,kondycji zero więc od 2 miesięcy chadzam rozciągać mięśnie i bolący kręgosłup oraz na rowery, po których wychodzę zjechana jak klacz po Wielkiej Pardubickiej.

Stałam się fanką indoor cyclingu .

Na pierwszych zajęciach myślałam ,że zgon zaliczę i nie było takiej siły by mi dupsko z siodełka poderwała, a teraz z miłą chęcią lecę 2 razy w tygodniu i dupsko z siodełka podrywam ;0)

Uwielbiam to zmęczenie ,satysfakcję ,że dałam radę,wyzwoliły się we mnie endorfiny i chodzę szczęśliwa z uśmiechniętą japą.

Mam znowu dostęp do neta, bo niestety od miesiąca jak nie dłużej pojawiał się i znikał oczywiście w najmniej odpowiednim momencie. Serwisanci powymieniali chyba co trzeba ,szukali przyczyny ,podobno nie znaleźli ale na szczęście odpukać zaczął działać i niech tak już zostanie.

~~~~

No to się "nagadałam" , czas wspomnieć co się właściwie dzieje ;0)

Dzieją się po raz kolejny falbanki ,zostało już ich niewiele tylko długo trwa.


Nadziało się sporo sukienko-tunik ( niestety nie pokażę w okazałości)


A poza tym ostatnio narobiłam iście "wiosennych" wyrobów w postaci czapek ;0)

Poprzestawiały mi się zupełnie sezony, bo teraz myślę nad swetrem z "Nepala".

~~~~

3 komentarze:

  1. Widzę, że zdrowotnie działamy według tego samego schematu. Też mi córa przywlokła wirusa i też u mnie się antybiotykiem skończyło. Z tym, że chyba nie całkiem jeszcze (oby nie).
    Robótkowo za to fajnie Ci wychodzi. A ja nic nie dzieję. ;) Może mi przejdzie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgosiu fajnie ,że sie odezwałaś-:))) rozumiem twój zachwyt nad indoor cyclingiem bo sama w zeszłym roku chodziłam i ten cudowny ból mięśni hehe jak mi go brakuje....Pzdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nutinka a mi się wydawało ,że jestem z żelaza i wirus mnie nie dopadnie ;0)
    Ja robótkowo też mam kryzys ,dziergam to nad czym myśleć nie muszę czyli takie same tuniki. Nie mam weny i pomysłów na coś nowego ;0(

    Inez taaak ten ból mięśni i problem żeby zejść po schodach do szatni ;0)))
    No i ta satysfakcja ,że 60 minut przejechałam mimo że pot zalewał oczy ,ale dałam radę !!!
    Tra la la dzisiaj idę się naciągać a jutro znowu rower ;0))))

    OdpowiedzUsuń