sobota, 28 lipca 2012

Farbowanie wełny.

~~~~

Rany zabierałam się do tego eksperymentu jak do jeża.

Wełnę na próbki mam ,barwniki chyba już rok jak nie lepiej leżą i czekają, przeleciało jedno lato ,które sprzyjało schnięciu włóczki ...nastało kolejne i nagle olśnienie.

Kurcze chata wolna,chłop nad jeziorem, dzieć na koloni- wraca w niedzielę, więc to jedyna okazja by spróbować poszaleć z farbami ,włóczką ,gotowaniem czyli po prostu z farbowaniem i mieć święty spokój przy pracy.

Poza tym natchnęło mnie ,że właśnie w piwnicy leży jakieś 700-800g czystej wełny otrzymanej w prezencie na sweterek.Wełna jest w kolorze fioletowym i jakoś nie miałam na nią pomysłu.

Pobiegłam ,przyniosłam reklamówkę , rozstawiłam warsztat i zaczęłam myśleć.... no jak tu zrobić by zafarbować wszystko jednakowo... no niezły zgryz wziąwszy pod uwagę fakt ,że w tej materii nie posiadam żadnych doświadczeń. 
Pomyślałam nawet o próbce ,ale za dużo zachodu ,czekania ,mało czasu by wszystkiemu podołać w ciągu jednego dnia.

No i chciałam ilość na sweter, a nie na etui do komórki ;0)

Tak więc położyłam wszystkie 6 precelków jeden na drugim i lałam farbę ,międląc by przeszła na wylot.

No nie przewidziałam ,że farbiarki na blogach pokazywały ilość na jedną chustę a nie na sześć ;0))
... no i farbki zabrakło ,dorobiłam kolejne w podobnej gamie kolorystycznej (posiadałam tylko po jednej  sztuce danego koloru)  i dalej podlewałam.

Zawinęłam precelki w folię spożywczą i wrzuciłam do gara do gotowania na parze.

Nie byłam zadowolona z efektu ,wyglądało to nieciekawie, taka trochę masakra piłą mechaniczną w krzakach jagodowych.

No cóż pomyślałam ,że w ostateczności pofarbuję wszystko na czarno ,raz kozie śmierć ,rzuciłam się z motyką na słońce ...trudno poniosę konsekwencje porażki.

Kiedy precle się "ugotowały" ,ostygły ,zaczęłam je płukać...woda była ciemna jak farba...przez myśl mi przeszło ,że o to będzie czary mary i po płukaniu wyjmę znowu fioletową włóczkę i zacznę eksperyment od nowa;0)))

Tak się nie stało ,farba przestała puszczać ,dolałam octu do wody ,trochę potrzymałam. Zastał mnie późny wieczór i dylemat gdzie to powiesić by odciekło i wyschło? Balkonu nie posiadam za to podwórko pod blokiem ;0)

No i na noc wyniosłam moje precelki , z nadzieją ,że zastanę je rano.
Wyglądały niezbyt zachęcająco, więc była szansa.

Kto by tam się połaszczył na "coś" co smętnie zwisało i niechybnie wyglądało jak szmatki po sprzątaniu rzeźni?

Precelki wyschły ,nie zginęły.Oczom mym ukazał się kolor w świetle dziennym....i szybciutko musiałam przewinąć choć mały precelek,zrobić próbkę i ....efekt mnie zaskoczył ... o dziwo pozytywnie.Same zobaczcie ....










...chyba jednak będzie sweterek i to nie w kolorze czarnym ;0)))




Sposobów na farbowanie jest wiele w sieci ,ja udałam się TU i tym sposobem pofarbowałam moją pierwszą,owczą wełnę.



~~~~