~~~~~
Mam dylemat czy w ogóle podejmować pisanie na blogu i to po takim czasie.
Większość ludzi żyje na instagramie czy FB nie wiem czy ktokolwiek zagląda jeszcze na blogi 🤔
Czas przez palce ucieka, rok za rokiem mija. Dziecko stało się prawie pełnoletnią kobietą, która już niechętnie pozuje stając przed obiektywem.
Ten rok będę pamiętać zawsze, odcisną się piętnem na moim życiu i nie tylko ze względu na szalejący wirus.
Dla mnie to rok smutku i bolesnych strat.
Najpierw zaczęło się od złej diagnozy mojego taty na przełomie roku. Wszystko szybko się potoczyło i niestety tata odszedł w lutym, a w lipcu odeszła najwierniejsza istotka, która dawała mi tyle radości.
Nie ma już ze mną mojego Toffika, najlepszego przyjaciela, przytulaska z wielkim sercem, który asystował mi przy wszystkim, byliśmy wręcz nierozłączni.
Patrząc na niego to pies pełen, życia i energii do końca, po prostu nie wyglądał na chorego co widać na ostatnich zdjęciach (trzy dni przed kryzysem), ale ostatnie półtorej roku był na stałych lekach nasercowych i poprawiających oddychanie. Po schodach go nosiłam, choć on rwał się i z chęcią by poszalał, spacery były krótkie a w kieszeni zawsze nitrogliceryna w sprayu.
Do końca ciekawski, zaglądający w każdą dziurę .
Niestety nadeszła fala upałów, utraty przytomności były codzienne i musiałam podjąć najtrudniejszą decyzję w moim życiu, o jego odejściu.
Dał mi jeszcze pięć miesięcy swojego życia po odejściu mojego taty, choć już w grudniu psia kardiolog stwierdziła po badaniach, że jest tragicznie. Na początku lipca była zdziwiona, że jeszcze żyje i tak dobrze wygląda. Trwał przy mnie i stawał na nogi po kroplówkach, bo tego potrzebowałam, tym razem nie zabrałam już go do domu.
Jego strata mimo upływu prawie czterech miesięcy, a dokładnie 115 dni, jest dla mnie nadal strasznie bolesna, fizycznie odczuwalna, są dni kiedy wyję w głos. I czuję się jak kosmita nie z tej planety, zupełnie niezrozumiana, bo przecież to był tylko pies, który dał mi 11,5 roku swojego życia, który kochał nie za „coś" tylko za to, że po prostu byłam i nikt tak w domu się nie cieszył jak wracałam, chociażbym była tylko po bułki za rogiem.
Całokształt przyczynił się do tego, że załapałam pobocze i zaczęłam iść driftem przez życie. Nie jadłam, źle spałam, unikałam ludzi i rozmów, z mojej twarzy zniknął uśmiech, nie dziergałam, wiele rzeczy przestało mnie cieszyć.
Ciało zaczęło się buntować, bolał kręgosłup, stawy, były dni kiedy ciężko było mi wstać z łóżka.
W domu robiłam co trzeba tylko po to, by się wszyscy ode mnie odczepili i dali mi święty spokój bym mogła utopić się w swojej rozpaczy.
Tak, to się nazywa depresja i to usłyszałam od psychologa.
Dzisiaj wydaje mi się, że wychodzę na prostą dzięki paru życzliwym osobom, gdybym nie miała tych kilku wspaniałych przyjaciółek nie wiem czy wstałabym szybko z kolan.
Nie jest łatwo, ale żyć trzeba i zadbać o siebie.
Postanowiłam pisać, wrócić, kiedyś blog był dla mnie swoistą terapią i oknem na świat.
Dzięki niemu właśnie poznałam moje wspierające przyjaciółki.
Tak więc znowu jestem 😉
Przykro mi,że masz takie ciężkie chwile za sobą,ale cieszę się,że wróciłaś. Zawsze chętnie tu zaglądałam. Życzę zdrowia.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Wiem, że po burzy przychodzi spokój i wiem, ze muszę sobie dać czas na żałobę . Nie będzie już tak samo, będzie inaczej ale nie znaczy to, że będzie tylko źle.
UsuńCiesze się, że chcesz czytać wiec chyba nie mam wyjścia będę pisać.
Pisać czy nie pisać?.... jak najbardziej pisać! zaglądam do Ciebie od lat, podziwiam Twoje prace. Brakowało Cię w sieci. Nie jestem fanką FB czy instagrama lubię poczytać. Bardzo mnie ucieszył fakt że zamieściłaś wpis. Przykro mi że ten rok jest dla Ciebie trudny. Powrotu do zdrowia życzę.
OdpowiedzUsuńO jejciu, ale mi jest miło, na prawdę jestem bardzo zaskoczona tym, że są osoby chętnie tu zaglądające i blog nie umarł. Bardzo dziękuję za Twój komentarz.
UsuńProszę pisać, bardzo lubiłam tu zaglądać. Pozdrawiam i życzę zdrowia - Teresa.
OdpowiedzUsuńDziękuję Tereso, będę pisać. Cieszę się że jesteś.
UsuńMój 14,6 letni Maksiu także odszedł w lipcu (29). Do tej pory nie mogę się pozbierać i byle wspomnienie, jakiś znajomy wyraz czy zachowanie u innego psa a już policzkach lecą mi łzy. Rozumiem Cię doskonale,strata Przyjaciela bardzo boli 😥😥😥
OdpowiedzUsuńLusia mój odszedł 31 lipca.😢 nawet nie wiesz ile mnie kosztowało napisanie tego posta. Pisałam przez dwa dni bo przez łzy nic nie widziałam. Dla mnie nawet obieranie gotowanego jajka jest trudne. Zawsze Toffikowi gotowałam jedno, bo uwielbiał wystarczyło poszukać gotowanym jajkiem a z najgłębszego snu się wyrywał i stawał nie równe nogi, biegł mało łap nie połamał. Brakuje, oj strasznie brakuje kogoś kto trwał przy tobie i nigdy w życiu nie oceniał.
UsuńPisać! Lubiłam tu zaglądać w moich ciężkich czasach. Dla Ciebie pisanie może być swoistą terapią, a innym możesz sprawić radość. Do normalnego, spokojnego życia wrócisz na pewno, potrzebyny jest tylko czas. Życie będzie inne, ale bogatsze o wspomnienia.
OdpowiedzUsuńDziękuję za te miłe słowa, wzruszyłam się ☺️
UsuńBrakuje blogów od jakiegoś czasu a fb ich nie zastąpi więc cieszę się, że chcesz wracać:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMasz rację, że brakuje blogów .FB nie lubię tam się w ogóle nie umiem znaleźć dlatego nigdy w życiu nie założyłam konta.
UsuńDziękuję za to, że tu zaglądasz.😘
Cieszę się, że znalazłaś siłę, żeby wrócić , widzisz, że są tacy , którzy Cię wypatrywali :-) Trzymaj się, choć w tych paskudnych czasach to trudniejsze, ale przecież musimy dać radę.
OdpowiedzUsuńJestem wzruszona tym faktem i nie przypuszczałam, ze ktoś na mnie tu czeka. Wracam, bo razem łatwiej,
UsuńBardzo proszę pisać,od bardzo dawna zaglądam do Pani,rano kawka i blog Mao, należę do osób, które "nie istnieją", tzn.nie mam konta na FB, podglądam Pani prace, podziwiam i kopiuję...rozumiem Pani sytuację, też jestem w rozsypce,pozdrawiam i życzę wytrwałości...czekam na wpisy na blogu..
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za ten dla mnie wzruszający komentarz, to bardzo miłe, że ktoś czeka, że czyta. Postaram się nie zawieść. Bardzo serdecznie pozdrawiam i życzę żeby to co się rozsypało stało się na powrót mocną całością 💪
OdpowiedzUsuńPewnie ,że wróć:)))) Pamietam ,że lubiłam tu zaglądać ,pamiętam Twoje zmagania z dietą,pamietam małą dziewczynkę ,pamietam świetne udziergi.Mój blog nigdy nie był widoczny dla ogółu,nie wiem dlaczego i tak tkwię już 10 lat .FB,to natychmiastowa akcja-reakcja jak w życiu.Na blogu jest to wszystko w zwolnionym tempie.Pozdrawiam Cię cieplutko:)
OdpowiedzUsuńO jak mi miło 💕 mała dziewczynka w przyszłym roku będzie już pełnoletnia.
UsuńA zmagania z dietą znowu są przede mną, to się niestety nie zmieniło. Znowu jest mnie więcej jak mniej.
Napiszę o tym, wkrótce 😉
Ja czekałam :). Przytulam wirtualnie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu za cierpliwość w oczekiwaniu. 😉Pozdrawiam.
UsuńJak miło Cię widzieć:) Tak czekałam na kolejne wpisy. Smutny to czas niestety, ale mi w chorobie czy w żałobie po śmierci mamy (a to były dwa okropne lata) to właśnie dzierganie i blog pomógł. Tak jak pisałam na swoim blogu, w każdą nitkę dzianiny wkładałam jakiś smutek i łzę. Wraz z ubywaniem nitki w kłębku robiło mi się lżej na sercu i chyba właśnie dzierganie uratowało mnie przez samozagładą. Ściskam Cię ogromnie i wysyłam Anioły. Gosia
OdpowiedzUsuńGosiu ściskam Cię serdecznie. Mam nadzieję, że powrót tutaj zmobilizuje mnie i pomoże mocno stanąć na nogi. Tym bardziej, że czuję tu życzliwość wielu osób.
UsuńCzęsto zaglądałam na Pani bloga, licząc na nowe wpisy. Z radością przyjęłam powrót i życzę duuuuużo zdrowia i siły do zmagań z codziennością. Pozdrawiam, Ania
OdpowiedzUsuńAniu bardzo dziękuję za te ciepłe słowa. Jestem zaskoczona, że tak licznie tu zaglądajcie.
UsuńO matko az sie poryczalam,przytulam Cie mocno, bo wiem ze utrata "tylko psa" jest straszna.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam Kasiu straszna😢 brakuje mi go. Tym bardziej, że ciagle pilnowałam go i brania leków, a brał 3x dziennie sześć różnych i w różnych kombinacjach, a przy tym był towarzyski, wesoły i aktywny do końca. Nie mogłam uwierzyć jak Marcin powiedział, że to ten czas i trzeba dać mu odejść. Wiedziałam, że to nastąpi ale.....
UsuńWiem, ze to trudne, ale wez jakiegos psiaka ze schroniska, jego milosc cie uleczy, ja tak zrobilam i to byla moja najlepsza decyzja w zyciu i ciesze sie nia kazdego dnia bardziej od 6 lat.
UsuńNie chcę innego psa niż sznaucer😔 a mój był wyjątkowy, każdy tak mówił i fryzjer i weterynarz a ja po prostu to wiedziałam, był mój dlatego wyjątkowy 🥰
UsuńJaka fantastyczna niespodzianka dzisiejszego ranka mnie spotkała, twoje nowe posty! i chociaż itreść tego nie jest wesoła, ale to chyba początek wychodzenia z żałoby, ze smutku.
OdpowiedzUsuńNasz Barnaba odszedł tydzień przed ślubem syna i tuż przed naszym wyjazdem na dłużej do Malezji. nie wyobrżałam sobie, że będę chciała jeszcze mieć psa. Teraz po 4 latach chyba jestem gotowa. chyba. Brak Barnaby ciągle boli, ale pojawiła się myśl, że dobrze będzie mieć w kraju jego następcę.
Dobrze, że wróciłaś. W blogosferze jest coraz mniej miejsc, gdze można się zatrzymać, zachwycić i spędzić mile czas.
Trzymam kciuki za powrót do nas, aby był bezbolesny i na stałe:)))
A Ty sprawiłam mi radość swoim komentarzem.😘
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to etap wychodzenia z żałoby choć te straty już będą we mnie tkwić, ale z czasem będę wspominać może bez łez.
Ja się miotam. Był czas, że chciałam natychmiast szczeniaka, bo ból był tak wielki. Teraz mam mieszane uczucia.
Ciesze sie ,ze pani wrocila . Zagladalam bardzo czesto na bloga z nadzieja na nowy wpis.Pozdrawiam bardzo serdecznie ,zycze duzo zdrowia i radosci.Jola
OdpowiedzUsuńDziękuję, jest mi bardzo miło, że zaglądasz do mnie i czekasz na nowe wpisy. Postaram się trwać w postanowieniu.
UsuńCzekałam, czekałam i się doczekałam. Cierpliwość popłaca:-) Bardzo mi brakowało Pani bloga ze ślicznymi, niepowtarzalnymi pracami. Opowieści o życiu z Piernikowa... Znów jest , hurrra!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Warszawki Magdalenka
Magdalenka, dziękuję serdecznie, wzruszyłam się. Będą znowu opowieści z mojego Piernikowa.😘
OdpowiedzUsuńMałgosiu - nie nadążam z komentarzami, ale będę pisać, pod każdym. Chciałam powiedzieć, ze jesteś osobą, którą jako jedną z pierwszych zaczęłam obserwować, zanim zaczęłam prowadzić swój blog. Inspirowałaś mnie bardzo, uwielbiałam do Ciebie zaglądać. Naprawdę bardzo, bardzo się cieszę, że wróciłaś! Czekałam. Zaglądałam tu. I powiem Ci, że Twój powrót zmotywował i mnie do powrotu do blogowania! I ja, i moja koleżanka - wracamy! Pod wpływem tego właśnie Twojego wpisu. Chcę znów "odwiedzać" się wirtualnie, widzieć co u nas wszystkich słychać, jak Wam mija każdy tydzień, dzień. Bardzo współczuję straty przyjaciela. Wiem, co to znaczy, bo ... ja też takiego mam! Ściskam Cię mocno!!!!!
OdpowiedzUsuńAsiu dziękuję Ci ślicznie za komentarz. Strasznie się cieszę, że też wracasz 😄 zagubiłyśmy się gdzieś w codziennych obowiązkach i zapomniałyśmy o wartościach z pisania bloga, o odwiedzinach, więziach i przyjaźni. Będę zaglądać do Ciebie pisz 💪
OdpowiedzUsuńCudownie, że wróciłaś
OdpowiedzUsuń