~~~~~
Rok temu w okolicach Wielkanocy zaczęłam dziergać czerwony sweter.
Jego historia została już napisana TU a potem TU
Niestety był za duży, źle się w nim czułam i w przypływie pewnego szału sprułam cały.
Ponieważ sam fason swetra i kolor włóczki działały na mnie hipnotycznie to narzuciłam oczka ponownie na druty. Dziergałam z dużą przyjemnością, a praca szła jak po masełku.
Przed Wielkanocą sweter był gotowy, wyprany a dzisiaj mogę Wam pokazać go w wersji S.
Teraz nadmiar swetra nie marszczy mi się pod pachami
Nie jest zbyt obszerny więc materia nie ciągnie go i nie robią się buły.
Myślę, że nie jest za wąski, bo mogę zrobić tak 😜 a jak puszczę nie ucieka ze świstem na boki.
I jak mogę się w nim wybrać do ludzi? Czerwonych ust jednak nie będzie, bo szmata przymusowo musi być na twarzy 😉
Podsumowując, chyba sprucie go i zrobienie na nowo to była bardzo dobra decyzja.
I tak jak myślałam niepotrzebnie dokupowałysmy motki z moją przyjaciółką, bo oczywiście zostały, a starczyło mi tych co miałam pierwotnie. Nie musiałam ich mieszać i nie mam tych jednak lekko widocznych paseczków.