poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Historia zatoczyła koło.

 ~~~~~

Rok temu w okolicach Wielkanocy zaczęłam dziergać czerwony sweter.

Jego historia została już napisana TU  a potem TU         

Niestety był za duży, źle się w nim czułam i w przypływie pewnego szału sprułam cały. 

Ponieważ sam fason swetra i kolor włóczki działały na mnie hipnotycznie to narzuciłam oczka ponownie na druty. Dziergałam z dużą przyjemnością, a praca szła jak po masełku.

Przed Wielkanocą sweter był gotowy, wyprany a dzisiaj mogę Wam pokazać go w wersji S.



Teraz nadmiar swetra nie marszczy mi się pod pachami


Nie jest zbyt obszerny więc materia nie ciągnie go i nie robią się buły.



Myślę, że nie jest za wąski, bo mogę zrobić tak 😜 a jak puszczę nie ucieka ze świstem na boki.


I jak mogę się w nim wybrać do ludzi? Czerwonych ust  jednak nie będzie, bo szmata przymusowo musi być na twarzy 😉


Podsumowując, chyba sprucie go i zrobienie na nowo to była bardzo dobra decyzja.


I tak jak myślałam niepotrzebnie dokupowałysmy motki z moją przyjaciółką, bo oczywiście zostały, a starczyło mi tych co miałam pierwotnie. Nie musiałam ich mieszać i nie mam tych jednak lekko widocznych paseczków.